Nic tak matki nie cieszy, jak to, że dziecku smakuje. A co? Książka oczywiście. Gdybyście widzieli te uśmiechnięte miny, gdy włączyłam płytę i nagle maluchy usłyszały odgłosy zwierząt – jak żywe. Jak u cioci Helenki – zauważył starszy. Zabawa była przednia – piski, zaciskanie ząbków, wytężanie umysłów, nerwowe przebieranie paluszkami, podskoki mające niby pomóc w znalezieniu odpowiedzi – żeby tylko sobie przypomnieć, żeby zgadnąć – a jaka była radość, gdy odpowiedź się zgadzała z obrazkiem. A zadanie do najłatwiejszych nie należało, bo zwierzęta nie gęsi, też swój język mają, i wystarczy przekroczyć granice, baaa, regionu w danym kraju, by się o tym przekonać. Proszę Państwa – pragnę zaprezentować (jedyny chyba) Międzynarodowy słownik mowy zwierząt. Prawdę powiedziawszy – myślałam, że koty wszędzie miauczą tak samo, że chrząkanie świnek z polskiej wsi niczym się nie różni od chrząkania świnki szwedzkiej. A tu coś takiego. Bez znajomości języków obcych ani rusz.
Autorka wykonała tytaniczną pracę i zebrała mowę czternastu zwierząt w ponad czterdziestu językach. Bohaterami Słownika są osioł, kaczka, owca, koń, krowa, pszczoła, świnia, kura, kogut, pies, słoń, kot, ptaszek i żaba. Niekiedy ta zwierzęca mowa jest podobna do siebie, ale często występują różnice, i to wyraźne. Kaczka kwacze – po polsku KWA KWA; łotewsku – PĒK PĒK, a bośniacku – GA GA. Kogut pieje po polsku KUKURYKU, niemiecku KIKERIKI, w języku islandzkim GAGG-A-LA-GU. Pies szczeka HAU HAU, po czesku HAF HAF, katalońsku BUB BUB. Pszczoła bzyczy BZZZ, po niemiecku SUM SUM SUM, malajsku DENGUNG.
Niezwykłość książki słoweńskiej ilustratorki (w 2006 roku nominowanej do nagrody Hansa Christiana Andersena) polega na jej prostocie, a krótki tekst – zaledwie zapis dźwięków wydawanych przez poszczególne zwierzęta, daje szeroki wachlarz możliwości. Dzieci kochają zwierzęta i historie o nich. Słownik otwieramy na dowolnej stronie i opowiadamy, co się wydarzyło lub, co się mogło wydarzyć: o psie dziadka Stasia, z którym tak fajnie pójść na spacer, kocie pana Henia, odwiedzającego codziennie nasz ogród, śwince ciotki Stefy, która zamiast ogonka miała ogonkowego pączka, o ptaszkach z naszego karmnika. Dzieci uczą się nowych wyrażeń: pszczoła bzyczy, kogut pieje, krowa muczy, owca beczy, osioł ryczy, świnia chrumka, słoń trąbi, żaby rechoczą.
Słownik świetnie zilustrowany, kolorowy. Można go oglądać bez końca. Do książki dołączona jest płyta z oryginalnymi odgłosami zwierząt. Przyznam się, że przy owcy sama byłam skonsternowana – usłyszałam wyraźne meczenie. Dopiero potem, gdy już poznałam dokładnie książkę, doszłam do wniosku, że to musiała być owca grecka, islandzka albo niemiecka, bo tam meczą, a nie beczą. Dla miastowych dzieci to jest dopiero przeżycie.