Pierwsze na półce książki popularno-naukowe i symbol mojego dzieciństwa w latach 90-tych. To z nich czerpałam wiedzę do szkolnych referatów i wypracowań. To dla nich w deszczu, w upale i przez śnieżne zaspy wędrowałam 2 kilometry do osiedlowej biblioteki. To z ich winy kryształowa misa babci zamieniła się w małą szklarnię z mchem i paprotkami w środku. To przez nie na dom uciekła cała kolonia mrówek a ja miałam szlaban przez miesiąc.

To dzięki nim dowiedziałam się jak wyglądają zamki średniowieczne w przekroju i gdzie król piechotą chodzi. Krążenie wody w przyrodzie, rodzaje chmur, układ krwionośny, kamienie szlachetne… O tym wszystkim czytałam ukradkiem, pod kołdrą i z latarką w dłoni a bajki i wierszyki czytała mi babcia.

Minęły lata… książki rozdałam, sprzedałam a te najbardziej zniszczone wyrzuciłam. Na wiele lat wymazałam je z pamięci a półki zapełniły się dojrzałą literaturą. Jednak gdy hormony ciążowe uderzyły mi do głowy z siłą gejzeru i zwizualizowałam sobie moje dzieci czytające „Patrzę, podziwiam, poznaję”, zaczęłam kompletować utracone serie od początku. Przeszukiwałam fora internetowe, antykwariaty, targi staroci, olx-y a nawet mieszkania znajomych. Niektóre tomy drastycznie straciły na wartości (3 zł/tom), zaś inne osiągnęły kosmiczne ceny na aukcjach (nawet 200 zł za tom/książkę).

Nawet teraz, gdy piszę do Was o mojej kolekcji, dzieciaki siedzą na dywanie i rozpracowują „Zwierzęta w naszym domu” z serii „Tajemnice zwierząt„. Pod koniec dnia złożą zapewne zapotrzebowanie na barwną i skrzeczącą Arę wielkiej metalowej klatce. Zaś jutro rozpoczną kompletowanie kolekcji kamyków chodnikowych. Tak działają te książki na umysły dzieci… Niezmiennie od wielu lat…