T.I: Pościg - 379 s.
T. II: Odwet - 304 s.
Alastair Reynolds przyznał w jednym z wywiadów, iż niewiele jest w Migotliwej Wstędze pomysłów, które uznać można za oryginalne. Rzeczywiście, brytyjski pisarz nie obawia się czerpać z tradycji s-f, ale czytelnik z pewnością nie będzie miał mu tego za złe. Reynolds bowiem znakomicie łączy znane motywy z własnymi pomysłami, budując w powieści obraz interesującego, złożonego, a zarazem spójnego uniwersum, którego poznawanie może okazać się pasjonującą podróżą.
Przewodnikiem czytelnika w tej podróży jest Tanner Mirabel, niegdyś żołnierz, wyborowy snajper, potem ochroniarz, teraz zaś - owładnięty obsesją zemsty tropiciel niejakiego Reivicha, arystokraty, który kiedyś, zamiast zginąć, sam zabił: zabił nie tylko kogoś, kogo Mirabel miał chronić, ale również osobę, którą ów darzył miłością. Tym należy tłumaczyć upór głównego bohatera, który wiele gotów jest zaryzykować, by dopaść znienawidzonego wroga.
To nie wątek wendetty czyni jednak Migotliwą Wstęgę dziełem wartym przeczytania. Reynolds wikła fabułę opowieści, wprowadzając różne plany rozwoju wydarzeń. Retrospekcje - bo o nich tu mowa - stanowią bardzo istotny element układanki: nie tylko odkrywają przed czytelnikiem przeszłość głównego bohatera, nie tylko rozbudowują panoramę świata, wykreowanego przez Reynoldsa - przed wszystkim wprowadzają zupełnie nowy wątek, który w pierwszym tomie rozwija się obok głównego nurtu fabuły, ale który, jak możemy przypuszczać, połączy się z nim w tomie drugim. Tu trzeba powiedzieć, że podział książki na dwie osobno wydane części jest zabiegiem polskiego wydawcy, wynikającym z konieczności rozbicia wielkiego objętościowo tekstu oryginału. Pościg ucina wszystkie wątki w sposób, który bez pardonu pobudza ciekawość czytelnika, zmuszając go, by natychmiast sięgnął po tom drugi (pt. Odwet). Podobne "uzależnienie" od prezentowanego świata niewątpliwie dobrze świadczy o rzemieślniczej sprawności pisarza, który potrafił równie mocno zaangażować uwagę odbiorcy.
Kosmos u Reynoldsa jest ogromny. Nie jest to po prostu sprawa epitetów, lecz raczej motywacji: wielkość przestrzeni objawia się tutaj pośrednio, poprzez trudności związane z jej pokonywaniem. Nie jest tak, że wchodzimy w "hiperprzestrzeń" i, jak za dotknięciem magicznej różdżki, lądujemy wiele lat świetlnych dalej, tam, gdzie akurat mamy ochotę. Istnieją wprawdzie dysponujący niewiarygodnie zaawansowanymi technologiami Ultrasi, którzy na swoich statkach potrafią podróżować z prędkością bliską światłu, niemniej za swoje usługi żądają sum, które zapłacić mogą jedynie najbogatsi. Wszyscy inni skazani są na trwające wiele lat podróże na statkach wyposażonych w kriogeniczne komory. To oczywiście rodzi różne komplikacje, związane ze zmianami, jakie zachodzą w czasie, gdy podróżnik "śpi": świat, do którego przybędzie, nie będzie tym samym, do którego wyruszył. Na tym tle Ultrasi prezentują się szczególnie interesująco: dzięki swojemu sposobowi podróżowania funkcjonują oni jakby poza właściwym biegiem czasu, a to z kolei nie może pozostać bez wpływu na motywacje ich zachowań.
Ogromny kosmos oznacza różnorodność.